Zrób miejsce… Na Życie.
Gdy dorastałam, nauczyłam się chodzić i mówić, nauczyłam się wszystkich ważnych i nieistotnych lekcji w szkole, ale nie nauczyłam się jak radzić sobie z emocjami. Poza „nie ma powodu, aby płakać”, „Uspokój się!” lub „idź do swojego pokoju i wróć, jak przemyślisz swoje zachowanie”. Wchodząc na ścieżkę samorozwoju, stałam się świadoma moich emocji, ale także wpadłam w pułapkę nazywania wszystkiego i bycia wiecznie świadkiem mojego własnego życia. Zanim udało mi się w pełni poczuć cokolwiek, już było to nazwane, oznaczone, umieszczone w pudełku i przetworzone za pomocą odpowiedniego narzędzia służącego pracy ze sobą.
Z pozycji obserwatora
Tęskniłam za doświadczaniem emocji, życiem nimi – życiem… Stałam się bardziej obserwatorem mojego życia niż jego uczestnikiem. Dystans do swoich odczuć, zamiast być użytecznym narzędziem, stał się moją drugą naturą. Z wyjątkiem sytuacji, w której bodziec z zewnątrz był tak intensywny, że wybuchałam (a potem zawstydzona przepraszałam) – oczekując lub mając nadzieję, że inni mnie usłyszą, zrozumieją i wesprą. A to wysokie oczekiwania w kulturze, która nie docenia intensywnych uczuć i nie wie, co z nimi zrobić – poza wyparciem. Tak więc moje okazjonalne wybuchy stały się samospełniającą się przepowiednią o niebezpieczeństwie wyrażania emocji (poza tym co kulturowo dozwolone).
Taniec emocji
Dzisiaj coraz mniej zajmuję się nazywaniem emocji. Nadawanie imion lub etykiet, zamraża doświadczenie, umieszcza je w pudełku i łatwo przegapić datę przydatności do spożycia.
Zamiast tego chcę doświadczać więcej – życia, które przepływa przeze mnie. Być ciekawa jak dziecko, bawić się i eksperymentować. Patrzeć, jak moje emocje tańczą, jak wzbierają i transformują.
Jest takie miejsce, pomiędzy wyparciem a odreagowaniem swoich emocji. Tam się spotkamy. (cytat zainspirowany przez Rumiego).
Aga Rzewuska-Paca