Rozstępy, zmarszczki to blizny po życiu. One dodają ci piękna.

Ostatnio z przyjaciółką przyjrzałyśmy się naszym ciałom. Około czterdziestki, nadal atrakcyjne, mamy pokaźną kolekcję rozstępów, pieprzyków i blizn. Z niektórych jesteśmy dumne, niektóre są nam obojętne, inne chowamy ze wstydem. Rozstępy tworzą skomplikowane wzory na naszych udach, pośladkach, piersiach. Wyglądają jak tatuaże. Blizny po życiu. Na naszych ciałach i na naszych duszach. Blizny po lęku, po zdradzie, starych ranach. Blizny po śmierci i po odrodzeniu. Nosimy je ze sobą, ukrywając zarówno przed obcymi, jak i bliskimi – ze wstydu i lęku przed ponownym zranieniem.

Są tym, czym są

Przyglądam się moim, odkrywając je na nowo z czułością. Podążam za nimi delikatnie koniuszkami palców. Ta powstała by chronić miłość. Ta dba o moją przynależność. Ta pilnuje by moje potrzeby były zaspokojone. Uznaję je i hołubię, z nową miłością i zachwytem. I zauważam, że są częścią mojej przeszłości, nie muszą już przesądzać o moim życiu. Tak jak nie muszę się ich wstydzić. Są tym, czym są. Z tą świadomością znajduję odwagę by odsłaniać się coraz bardziej, uznając moje piękno – już nie niewinne, nieskażone, lecz właśnie obtłuczone i pełne blizn. Podobnie jak kintsugi, japońska filozofia traktująca wyszczerbienia i naprawy jako część historii przedmiotu, która dodaje mu wartości.

“Zostawcie wszystkie moje zmarszczki, nie retuszujcie nawet jednej. Całe życie na nie pracowałam” – powiedziała podczas sesji zdjęciowej Anna Magnani, włoska aktorka.

Aga Rzewuska-Paca